Jeźdźcy apokalipsy. Kozacy na Podhalu!

Robert Kowalski (UR)

 

W pamiętnikach opisujących zmagania powstańców z 1863 roku znaleźć można szereg relacji na temat barbarzyńskich aktów przemocy dokonywanych na ludności cywilnej przez jeźdźców w wysokich wełnianych czapach. Porównywano ich do Hunów pozostawiających po sobie spalone osady, wybite bydło i wymordowanych mieszkańców. Mowa oczywiście o Kozakach – lekkiej jeździe rosyjskiej, znanej z filmu Szwadron Andrzeja Wajdy. Strach przed jej atakami był olbrzymi. To Kozacy w 1905 roku krwawo tłumili wszelkie ruchy narodowościowe i to oni rozpędzali manifestacje w Warszawie. Informacje o dramatycznych wydarzeniach docierały wraz z uciekinierami z Kongresówki, pisała o nich także prasa galicyjska. Obraz wyłaniający się z tych przekazów przyczynił się do nazwania Kozaków „jeźdźcami apokalipsy”

Oddział kawaleri rosyjskiej; www.galiica.bnf.fr

Oddział kawalerii rosyjskiej; www.galiica.bnf.fr

Okrucieństwa Kozaków mieli doświadczyć wraz z wybuchem I wojny światowej mieszkańcy Galicji Wschodniej, a następnie Podhala. Choć spora część rosyjskiej kawalerii poległa w bitwie pod Tanenbergiem, do końca wielkiej wojny budziła powszechny respekt. Tak było w listopadzie 1914 roku, gdy „rosyjski walec parowy” przesuwał się w kierunku Twierdzy Kraków. Na jego szpicy i skrzydłach operowały oddziały kawalerii. Pod koniec miesiąca w okolicach Limanowej rozpoczęła się operacja mająca na celu zatrzymanie go. Widmo zajęcia Podhala było więc całkiem realne. Wieści, że do granic powiatu zbliżają się patrole 10 Dywizji Kawalerii, wywołały panikę. Potęgowali ją uciekinierzy z Gorlic opowiadający o okropnościach wojny. Jako pierwsi z Kozakami zetknęli się mieszkańcy Tylmanowej, Ochotnicy Górnej i Dolnej.

Ilustracja Stanleya Wood'a "Kozacka odwaga" z książki "The War Illustrated" z 1915 roku; www.wikipedia.orh

Ilustracja Stanleya Wood’a „Kozacka odwaga” z książki „The War Illustrated” z 1915 roku; www.wikipedia.orh

Moskale w Tylmanowej i Krościenku

Patrole rosyjskie dotarły do Tylmanowej 22 listopada 1914 roku. „Gazeta Podhalańska” pisała: Na plebanię wpadł tutejszy nauczyciel, donosząc, że Moskale w Zabrzeży. Zelektryzowani tą wiadomością, rozmawiamy gorączkowo o Moskalach. Wtem ludzie, którzy wracali z kościoła, zrobili wstecz zwrot, jakby na komendę, i rzucili się do ucieczki, wołając ze strachem: „Moskale!”. Pokazało się rzeczywiście 9 kozaków, wzbudzając grozę, szczególnie długimi pikami.

Na szczęście we wsi stacjonowali żołnierze – zmusili pewnych siebie jeźdźców do ucieczki, oddając do nich salwę. Niestety, na drugi dzień pojawiły się większe siły. Ponownie doszło do starcia, również zwycięskiego. Na Baszcie bronili się żołnierze z oddziału Weisza. Ze szczytu ogniem ckm zablokowali cały ruch. Po odparciu ataku wycofali się do Nowego Targu. Korzystając z zamieszania, inny oddział rosyjski lewym brzegiem Dunajca ominął pozycję, dotarł do Krościenka, gdzie rozpoczął rabunek miejscowych składów. Po godzinie opuścili miasteczko, zapowiadając jednak swój rychły powrót.

Kozacy w Karpatach w 1915 r., źródło www.gallica.bnf.fr

Kozacy w Karpatach w 1915 r., źródło www.gallica.bnf.fr

Oddział rosyjski w Ochotnicy Dolnej

Tego samego dnia w Ochotnicy gruchnęła wieść: „Mochy w Tylmanowej!”. Na mieszkańców wsi padł blady strach. Spotęgował go widok żandarmów wycofujących się na wschód. Niepokój wzmagała coraz głośniejsza kanonada przetaczająca się po górach. We wsi, zwykle spokojnej i sennej, zaczęły się gorączkowe przygotowania. Gospodynie wyprowadzały bydło, wynosiły mienie do ukrytych szałasów, kobiety i dzieci uciekały w góry. Tu i ówdzie słychać było płacz i lament. Ci, którzy zostali, spędzili noc na trwożliwym nasłuchiwaniu odgłosów walki. Przy swej trzódce pozostali proboszcz i wikariusze.

Następnego dnia około drugiej po południu we wsi pojawił się patrol kozacki: oficer i 16 żołnierzy. Jechali ostrożnie, bacznie się rozglądając. Zatrzymali się przy karczmie, żądając od właściciela wódki. Dotarli na plac przed kościołem, a następnie rozjechali się po domach w poszukiwaniu jedzenia. Oficer zakwaterował się na plebani, pozostali we dworze. Konie umieszczono u Kędzierskiego, a żołnierzy u Giełdczyńskiego. Około czwartej po południu zebrali się we dworze, każdy z jakąś zdobyczą. Oficer grał rolę „wielkiego pana”, chełpiąc się, że to on jako pierwszy wchodził do Lwowa. Był to człowiek ordynarny i gburowaty. Uwięził księdza proboszcza z domu, zmuszając go do wysłuchiwania oszczerstw, jakie rzucał pod adresem Kościoła, papieża i cesarza. Żołnierze robili we wsi, co chcieli, i kradli, co się dało: płótno, słoninę, kury, kaczki, po sklepach pytali o wódkę i czekoladę. Wieczorem dowódca rosyjski pozamykał drzwi, wypędził proboszcza z sypialni, a sam ułożył się w jego łóżku. Oficer na plebani przebywał niespełna 26 godzin, ale smród, jaki zostawił – znacznie dłużej: trzeba było myć i prać wszystko, a także gruntownie wywietrzyć wszystkie pomieszczenia. Wczesnym rankiem patrole się rozdzieliły: pierwszy podążył w stronę Łącka, drugi – złożony z 6 ludzi – w górę wsi w celu zbadania drogi przez Przełęcz Knurowską do Nowego Targu.

Kozacy w Ochotnicy Górnej i na Przełęczy Knurowskiej

O świcie oddział z kapralem na czele wjechał do Ochotnicy Górnej. Zatrzymali się powyżej plebanii i wstąpili do domu ludowego. Kazali zawiadomić księdza proboszcza Marcina Rojka, że po południu przybędą na obiad. Zażądali kur i kaczek, po czym pojechali dalej, wstępując do karczm i domów. Zachowywali się po kozacku, grabiąc, co się dało. Następnie ruszyli na Przełęcz Knurowską, minęli ją i z zaczęli ostrożnie zjeżdżać w kierunku Harklowej. Poniżej przełęczy na drodze do Nowego Targu dostrzegli oddziały austriackie, zawrócili więc, aby powiadomić o tym dowódcę. Około drugiej po południu znów byli w Ochotnicy Górnej. Wprost z drogi wjechali w podwórze plebani, domagając się obiadu. Bardzo się rozgniewali, gdy zamiast kur i kaczek otrzymali żur owsiany, kapustę i ziemniaki, do tego nie w pokoju, lecz w kuchni. Podoficerowi nie bardzo ten obiad smakował, prostym żołnierzom natomiast górskie potrawy przypadły do gustu. Po obiedzie wrócili do sztabu, gdzie przekazali informacje dowódcy. Ten po wysłuchaniu meldunku zarządził odwrót do Łącka.

Kozak strzelający zza osłony własnego wierzchowca; źródło www.gallica.bnf.fr

Kozak strzelający zza osłony własnego wierzchowca; źródło www.gallica.bnf.fr

Ochotnica wolna!

Kozacy opuścili Podhale wraz z pojawieniem się oddziałów austriackich. W liście do redakcji „Gazety Podhalańskiej” czytamy: Jakaż radość ogarnęła wioskę naszą, gdy na drugi dzień [tj. 25 listopada 1914 roku] przed południem od Nowego Targu i od Krościenka nadjechały nasze patrole. Witano ich owacyjnie. Całe gromady gazdów, kobiet i dzieci otoczyły dzielnych huzarów – a po niejednym obliczu toczyły się łzy radości. Odtąd wiedzieliśmy, że nie jesteśmy już zdani na los i czuliśmy się bezpiecznymi. Mieliśmy także szczęście gościć kilkakrotnie dzielnych legionistów, bohaterów 1 pułku. Dzisiaj mamy w Bogu nadzieję i jesteśmy pewni, że już nigdy takich chwil strasznych przeżywać nie będziemy, że Ochotnica będzie pamiętaną w historyi, że dotąd dotarł najazd moskiewski, i jak się zaczął odwrót w Ochotnicy, tak pewnie skończy się aż na Kaukazie, czego im też z całego serca życzymy.

Strach przed Kozakami przetrwał na Podhalu do II wojny światowej. „Jeźdźcy apokalipsy” pojawili się tu ponownie w 1945 roku. Tym razem dotarli na stalowych rumakach do Nowego Targu, przynosząc nowy ustrój. To już jednak inna, choć równie tragiczna historia.

Kozacy przygotowują się do odjazdu na front; źródło www.gallica.bnf.fr

Kozacy przygotowują się do odjazdu na front; źródło www.gallica.bnf.fr