Autor: Michał Kozioł
Wojnie towarzyszył strach. Był strach frontowy. Ten likwidowano alkoholem. Na froncie obowiązywała zasada: „Ni ma rum, ni ma szturm!”. Pomocne w walce ze strachem były również amulety, zaklęcia i inne tajemnicze sposoby, które rozpowszechniły się wśród żołnierzy.
Był też strach cywilny. Bano się nadciągającego nieprzyjaciela, ale szybko okazało się, że okrucieństwo, znane z dokonanej przez Suworowa rzezi Pragi, nie są już w rosyjskiej armii praktykowane.
Mieszkańcy wsi mogli żyć w miarę spokojnie, o ile ich miejscowość ominęły walki. Jednak w Krakowie ewakuacja była przymusowa. Kto nie miał dość żywności, ten wyruszał w nieznane zatłoczonym pociągiem. Bano się też swoich. Krakowska policja z powagą traktowała każdy list, nawet taki, jak ten z listopada 1914 roku:
„Gefrajter Jaraś donosi że fogielhutka pepi jest szpionerem jusz i drugiego roku ona pisze do rosyi wszystko”.
Sądy wojenne nie żartowały. Na śmierć mógł być skazany nawet ktoś, kto „wobec wielu osób w przytomnym stanie wypowiadał się obelżywie o cesarzu”.